Выбрать главу

9

Od tej pory był w stosunku do rudej dziewczyny jeszcze bardziej okrutny; było to zresztą okrucieństwo w uroczystej szacie miłości. Dlaczego nie zrozumiała, o czym właśnie teraz myślał? Czemu nie wie, w jakim jest teraz nastroju? To znaczy, że jest dla niej tak obcy, iż nie wyczuwa, co się dzieje w jego wnętrzu? Gdyby go naprawdę kochała, tak jak on kocha ją, musiałaby to przecież wyczuć! Dlaczego zajęta jest sprawami, których on nie lubi? Czemu wciąż opowiada o swych braciach i siostrach? Czy nie czuje, że właśnie teraz Jaromil ma poważne zmartwienia i potrzebuje jej pomocy i zrozumienia, a nie jej wiecznych egocentrycznych opowieści?

Dziewczyna broniła się jednak. Czemu nie mogłaby, na przykład, opowiadać o swej rodzinie? Czyż Jaromil nie opowiada o swojej? A czy jej matka jest gorsza od matki Jaromila? I przypomniała mu (po raz pierwszy od tamtego czasu), jak mama wtargnęła do nich do pokoju i podawała jej do ust cukier z kroplami.

Jaromil matki nienawidził i kochał ją zarazem; przed rudą zaczął jej natychmiast bronić; co w tym było złego, że chciała się nią zaopiekować? Świadczy to jedynie o tym, że ją lubi, że ją zaakceptowała!

Ruda zaczęła się śmiać: mama nie jest przecież taka głupia, żeby nie odróżnić miłosnych westchnień od jęków przy skurczach żołądka! Jaromil obraził się, milczał i dziewczyna musiała go przepraszać. Pewnego razu szli po ulicy, ruda wsunęła mu rękę pod ramię i znowu uparcie milczeli (bowiem kiedy nie robili sobie wymówek – milczeli, a gdy nie milczeli, robili sobie wymówki); wówczas Jaromil zobaczył, że na wprost nich idą dwie przystojne kobiety. Jedna z nich była młodsza, druga starsza; ta młodsza była bardziej elegancka i ładniejsza, ale (o dziwo) ta starsza również była całkiem elegancka i zaskakująco ładna. Jaromil znał obie te kobiety: tą młodszą była instruktorka, tą starszą zaś jego matka.

Poczerwieniał i ukłonił się. Obie kobiety też go pozdrowiły (mama, z nieukrywaną wesołością), a Jaromil czuł się w obecności nieładnej ' dziewczyny tak, jakby urocza instruktorka zobaczyła go w hańbie, obrzydliwych gaci.

W domu wypytywał mamę, skąd zna instruktorkę. Mama od- powiedziała z kokieteryjnym uśmiechem, że zna ją już od dłuższego ' czasu. Jaromil wypytywał dalej, ale mama wciąż odpowiadała wymijają- co: wyglądało to tak, jak wtedy, gdy kochanek pyta kochankę o jakiś ' intymny szczegół, a ona irytująco zwleka z odpowiedzią; w końcu mu powiedziała: ta sympatyczna kobieta odwiedziła ją mniej więcej przed czternastoma dniami. Bardzo podziwia Jaromila jako poetę i chce nakręcić o nim film krótkometrażowy; byłby to wprawdzie film amatorski, wyprodukowany pod patronatem zakładowego klubu milicyjnego, ale miałby i tak zapewnioną znaczną liczbę widzów.

– Dlaczego przyszła do ciebie? Czemu nie zwróciła się wprost do mnie? – dziwił się Jaromil.

Nie chciała mu się podobno naprzykrzać i chciała jak najwięcej dowiedzieć się od niej. W końcu, któż może wiedzieć więcej o synu, niż jego matka? Zresztą, ta młoda dama była tak miła, że poprosiła mamę o faktyczną współpracę nad scenariuszem; tak, wymyśliły wspólnie (ukrywały to przed Jaromilem) scenariusz o młodym poecie.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałyście? – pytał Jaromil, dla którego połączenie matki z instruktorką było instynktownie nieprzyjemne. – To pech, żeśmy cię spotkały; miałyśmy to dla ciebie przygotowane jako niespodziankę. Pewnego dnia wróciłbyś do domu, a tutaj byliby filmowcy z kamerą i tylko by cię nakręcili.

Cóż miał Jaromil począć? Kiedyś przyszedł do domu i podał rękę dziewczynie, w której mieszkaniu siedział przed kilkoma tygodniami, i czuł się tak samo biedny jak wówczas, chociaż tym razem miał pod spodniami czerwone spodenki (od czasu wieczoru poetyckiego u milicjantów już nigdy nie włożył ohydnych gaci). Jednakże, kiedy stawał twarzą w twarz z instruktorką, zawsze coś je w ich roli zastępowało; gdy spotkał ją na ulicy z matką, wydawało mu się, że niczym obrzydliwe gacie otaczają go rude włosy jego dziewczyny, a tym razem w błazeńskim geście zamieniły się w kokieteryjne mowy i wymuszoną gadatliwość matki.

Instruktorka oświadczyła (nikt nie pytał o jego zdanie), że dzisiaj będą nakręcać materiał dokumentalny, fotografie z dzieciństwa, do których mama doda komentarz, bowiem cały film – jak mu mimochodem oznajmiły – jest pomyślany jako opowiadanie mamy o synu poecie. Chciał zapytać, o czym mama chce opowiadać, ale bał się to usłyszeć; rumienił się. W pokoju oprócz niego i dwóch kobiet znajdowali się jeszcze trzej mężczyźni, stojący w pobliżu kamery i dwóch wielkich lamp; zdawało mu się, że go obserwują i uśmiechają się posępnie; nie miał odwagi, by się odezwać.

– Ma pan wspaniałe zdjęcia z dzieciństwa. Najchętniej bym je wszystkie wykorzystała – powiedziała instruktorka i wertowała rodzinny album.

– Czy to wyjdzie na płótnie? – pytała mama z fachowym zainteresowaniem, a instruktorka zapewniała ją, że nie ma się czego obawiać; potem wyjaśniła Jaromilowi, że pierwsza sekwencja filmu będzie zwykłym montażem jego fotografii, na których tle niewidoczna mama będzie opowiadać swoje wspomnienia. Później zobaczymy samą mamę, a potem dopiero poetę; poetę w rodzinnym domu, poetę piszącego, poetę w ogródku wśród kwiatów i wreszcie poetę na łonie natury, w miejscach, gdzie bywa najchętniej; tam, w ulubionym zakątku otwartego krajobrazu, będzie recytował niemej rozmowy przez cały czas miał brzmieć mamy komentarz), a kiedy stwierdziła, że wyraz twarzy Jaromila jest niezbyt uprzejmy, zaczęła opowiadać mu o tym, że niełatwo jest być matką takiego chłopca jak on, takiego nieśmiałego samotnika. "Jak to? Wcale jej nie lubię" – odciął się, lecz nikt nie traktował go poważnie).

Jaromilowi okropnie się ten scenariusz nie podobał i proponował, że sam chciałby nad nim jeszcze popracować; zarzucał, że jest zbyt konwencjonalny (pokazywać fotografie rocznego dziecka jest przecież rzeczą śmieszną!); twierdził, że zna bardziej interesujące problemy, na których należałoby się skupić; pytały się, co ma na myśli, lecz on odparł, że nie potrafi wymienić ich teraz z głowy i właśnie dlatego chciałby wstrzymać się jeszcze z nakręcaniem.

Za wszelką cenę pragnął filmowanie jakoś odłożyć, ale nic nie wskórał. Mama objęła go za ramiona i powiedziała do swej czarnowłosej współpracowniczki:

– To jest mój wieczny malkontent! Nigdy z niczego nie był zadowolony…

A potem czule nachyliła się ku jego twarzy:

– Prawda`?

Jaromil nie odpowiadał, a ona powtarzała:

– Prawda, że jesteś mój mały malkontent, przyznaj się, że tak jest! Instruktorka powiedziała, że niezadowolenie jest cnotą autorów, jednakże tym razem autorem nie jest on, lecz one dwie i gotowe są podjąć wszelkie ryzyko; niech tylko pozwoli im zrobić film tak, jak one go sobie wyobrażają, tak samo, jak one pozwalają mu pisać wiersze tak, jak on je sobie wyobraża.

A mama dodała, że Jaromil nie musi się obawiać, żeby ten film, miał mu przynieść ujmę, ponieważ one obie, mama i instruktorka, tworzą go z największą sympatią dla niego; powiedziała to bardzo kokieteryjnie i nie było jasne, czy bardziej kokietuje jego, czy nową przyjaciółkę. W każdym bądź razie kokietowała. Jaromil nigdy jej takiej nie widział; jeszcze przed południem wstąpiła do fryzjera i miała teraz głowę uczesaną w uderzająco młodzieńczy sposób; mówiła głośniej niż zwykle, ciągle się śmiała, posługiwała się wszystkimi dowcipnymi zwrotami, jakich się w życiu nauczyła i z wielkim upodobaniem grała rolę gospodyni roznoszącej filiżanki z kawą mężczyznom przy urządzeniach oświetlających. Do czarnowłosej dziewczyny zwracała się z ostentacyjną zażyłością przyjaciółki (tak, że zacierała w ten sposób różnicę wieku), a jednocześnie obejmowała Jaromila pobłażliwie za ramiona, nazywając go małym malkontentem (tak, że w ten sposób wtrącała go z powrotem do jego dziewictwa, do jego dzieciństwa, do jego pieluszek). Ach, jakiż wspaniały widok stanowi tych dwoje stojących na przeciw siebie i przepychających się nawzajem: ona go pcha do pieluszek, a on ją pcha do grobu, ach, jakiż wspaniały widok stanowi tych dwoje…).