Выбрать главу

Dziewczyna kiwała potakująco głową. Instynkt podpowiadał jej, że Jaromil znacznie łatwiej wybaczy zdradziecką ucieczkę brata, niż kwadrans spóźnienia: Dlatego kiwała głową i twierdziła, że zgadza się ze wszystkim, co mówi Jaromil.

– Jakie to ma znaczenie, że się ze mną zgadzasz? Miałaś mu to wyperswadować. Miałaś go zatrzymać! – Tak, odradzała to bratu; robiła wszystko, co mogła, aby mu to wyperswadować; przecież właśnie dlatego się spóźniła; teraz już chyba Jaromil rozumie, dlaczego się spóźniła; już teraz chyba będzie mógł jej przebaczyć.

O dziwo, Jaromil rzeczywiście powiedział, że wybacza jej spóźnienie; nie może jej jednak wybaczyć, że jej brat wyjeżdża za granicę. – Twój brat stoi po przeciwnej stronie barykady. Dlatego jest moim osobistym wrogiem. Jeżeli wybuchnie wojna, twój brat będzie strzelał do mnie, a ja do niego. Zdajesz sobie z tego sprawę?

Tak, zdaję – mówiła ruda dziewczyna i zapewniała Jaromila, że stoi zawsze tylko przy nim, przy nim i przy nikim innym.

– Jak to, stoisz przy mnie? Gdybyś rzeczywiście stała przy mnie, nie mogłabyś nigdy puścić brata za granicę!

– Co mogłam zrobić? Miałam go zatrzymać siłą?

– Miałaś natychmiast przyjść do mnie, a ja już bym wiedział, co robić. Ale ty zamiast tego kłamałaś. Wymyślałaś coś o swojej koleżance! Chciałaś mnie oszukać! A potem mówisz, że stoisz przy mnie.

Przysięgała, że naprawdę przy nim stoi i będzie stać w każdych okolicznościach.

– Gdyby to, co mówisz, było prawdą, wezwałabyś milicję!

Jak to milicję? Przecież nie mogłaby wezwać milicji na własnego brata! Tak przecież nie można!

Jaromil nie znosił sprzeciwu:

Jak to nie można? Jeżeli ty jej nie wezwiesz, zrobię to sam! Dziewczyna znowu powtarzała, że brat jest bratem i że nie może sobie wyobrazić, jak mogłaby wezwać na niego milicję.

– A więc brat znaczy dla ciebie więcej niż ja?

Pewnie, że nie znaczy, ale z tego przecież nie wynika, że miałaby go zadenuncjować.

– Miłość oznacza wszystko albo nic. Miłość jest pełna albo jej nie ma. Ja stoję tu a on po przeciwnej stronie. Ty musisz stać przy mnie, a nie gdzieś w środku pomiędzy nami. A jeśli stoisz przy mnie, musisz robić to, co robię ja, chcieć tego, czego chcę ja. Dla mnie los rewolucji jest moim własnym losem. Jeżeli ktoś występuje przeciwko rewolucji, występuje przeciwko mnie. A jeśli moi wrogowie nie są twoimi wrogami, to ty jesteś mym wrogiem.

Nie, nie, nie jest jego wrogiem; chce z nim we wszystkim tworzyć jedno; przecież ona też wie, że miłość oznacza wszystko albo nic. – Tak, miłość oznacza wszystko albo nic. Wobec prawdziwej miłości wszystko blednie, wszystko inne staje się niczym.

Tak, całkowicie się z tym zgadza, ona też czuje to dokładnie tak samo. – Ba, właśnie po tym poznaje się prawdziwą miłość, że jest głucha na to, co mówią inni. Ty jednak ciągle słuchasz tego, co ci ktoś mówi; wciąż masz kogoś na względzie i tymi względami depczesz potem po mnie.

Na Boga, nie chce go deptać, tylko boi się tego, że mogłaby wyrządzić bratu straszną krzywdę, że brat mógłby za to drogo zapłacić.

– A gdyby nawet za to zapłacił? Jeżeli za to zapłaci, zapłaci sprawiedliwie. A może się go boisz? Boisz się z nim rozstać? Boisz się rozstać z rodziną? Chcesz być do niej ciągle przyklejona? Gdybyś wiedziała, jak nienawidzę twej strasznej połowiczności, twej strasznej niezdolności do kochania!

Nie, to nieprawda, że nie jest zdolna do kochania; kocha go najbardziej, jak tylko potrafi.

– Tak, kochasz mnie najbardziej, jak tylko potrafisz – śmiał się. – Tylko że ty wcale nie potrafisz mnie kochać! Wcale nie potrafisz kochać! Znowu przysięgała mu, że to nieprawda

Mogłabyś beze mnie żyć? Przysięgała, że nie. – Mogłabyś żyć, gdybym umarł?

Nie, nie, nie.

Mogłabyś żyć, gdybym cię opuścił?

Nie, nie, nie, kręciła głową.

Czego jeszcze mógł chcieć? Jego gniew opadł i zostało po nim tylko wielkie poruszenie; ich śmierć była nagle z nimi; słodka, przesłodka śmierć, którą sobie poprzysięgli, gdyby jedno z nich zostało opuszczone przez drugiego. Powiedział głosem łamiącym się ze wzruszenia:

– Ja też nie mógłbym żyć bez ciebie.

Ona też powtarzała, że nie mogłaby bez niego żyć i nie żyłaby, i powtarzali sobie oboje to zdanie tak długo, aż zalała ich wielka fala oszołomienia; zdarli z siebie ubrania i kochali się; nagle poczuł pod ręką wilgoć łez na jej twarzy; to było wspaniałe; jeszcze nigdy nie przydarzyło mu się, by kobieta płakała z miłości do niego; łzy były dla niego tym, w co rozpuszcza się człowiek, gdy chce być nie tylko człowiekiem, gdy pragnie przekroczyć swój los; wydawało mu się, że w łzie człowiek ucieka ze swego materialnego losu, ze swych granic, zamienia się w dal i staje się nieskończonością. Ogromnie wzruszyła go ta wilgoć łez i naraz poczuł, że on też płacze; kochali się, a całe ich ciała oraz twarze były mokre, kochali się, a właściwie się rozpuszczali, ich wilgocie mieszały się i zlewały niczym dwie rzeki, płakali i kochali się i byli w tej chwili poza światem, byli niczym jezioro, które odbiło się od ziemi i wznosi się do nieba.

Potem, leżąc już spokojnie obok siebie, długo jeszcze głaskali się czule po policzkach; rude włosy dziewczyny sklejone były w zabawne pasemka, a twarz jej poczerwieniała; była brzydka i Jaromil przypomniał sobie swój wiersz, w którym napisał, że chce pić wszystko, co w niej jest, i jej dawne miłości, i jej brzydotę, i jej sklejone rude włosy, i brud jej piegów; głaskał ją i z rozczuleniem dostrzegał jej wzruszające ubóstwo; powtarzał jej, że ją kocha i ona powtarzała to samo.

A ponieważ nie chciał rozstawać się z tą chwilą absolutnego nasycenia, gdy oszołomiła go wzajemnie przyrzeczona śmierć, powiedział znowu:

– Naprawdę nie potrafiłbym bez ciebie żyć; nie potrafiłbym bez ciebie żyć.

– Tak, mnie też byłoby strasznie smutno, gdybym cię nie miała. Strasznie smutno. Drgnął:

– Więc jednak potrafisz sobie wyobrazić, że mogłabyś beze mnie żyć?

Dziewczyna w ogóle nie przeczuwała zastawionej pułapki:

– Byłoby mi okropnie smutno.

– Ale potrafiłabyś żyć?

– Cóż bym miała robić, gdybyś mnie opuścił? Ale byłoby mi okropnie smutno.

Jaromil zrozumiał, że stał się ofiarą nieporozumienia; ruda nie przyrzekła mu swej śmierci, a kiedy mówiła, że nie mogłaby bez niego żyć, traktowała to tylko jako miłosne schlebianie, ozdobny frazes, metaforę; nieszczęsna idiotka, w ogóle nie ma pojęcia, o co chodzi; obiecuje mu swój smutek, jemu, znającemu tylko absolutne miary, wszystko albo nic, życie lub śmierć. Pełen gorzkiej ironii pytał się jej: – Jak długo byłoby ci smutno? Dzień? Tydzień?

– Tydzień? – uśmiechnęła się cierpko. – Mój Ksawuszku, jaki tam tydzień… przytuliła się do niego, by dotykiem ciała dać mu do zrozumienia, że jej smutek trudno byłoby przeliczyć na zwykłe tygodnie. A Jaromil zastanawiał się, jaką wagę właściwie ma jej miłość? Parę, tygodni smutku, dobrze. A cóż to w ogóle jest smutek? Trochę złego nastroju, trochę tęsknoty. A cóż to jest tydzień smutku? Nikt przecież, nie jest w stanie tęsknić bezustannie. Byłaby smutna przez kilka minut przed południem, kilka minut wieczorem; ile to razem? Ile minut smutku waży jej miłość? Na ile minut smutku został oceniony? Wyobrażał sobie swoją śmierć i wyobrażał sobie jej życie, obojętne, niczym nie wzruszone, wesoło i obco pnące się nad jego niebytem.

Nie miał już ochoty wszczynać roznamiętnionego dialogu; słyszał jej głos, który pytał go, dlaczego jest smutny, lecz nie odpowiadał; odbierał czułość jej głosu jak nieskuteczny balsam.

Potem wstał i zaczął się ubierać; nie był już na nią zły; wciąż go pytała, czemu jest smutny, a on zamiast odpowiedzi głaskał ją tylko melancholijnie po twarzy. A potem spytał, patrząc jej prosto w oczy: – Na tę milicję chcesz iść sama?