Выбрать главу

Każdy człowiek żałuje jednak, że nie mógł przeżyć innych istnień, tylko to jedno jedyne; wy także chętnie przeżylibyście wszystkie wasze niezrealizowane możliwości, wszystkie wasze możliwe istnienia. (Ach, niedościgniony Ksawery!) Nasza powieść jest podobna do was. Ona też: pragnie stać się innymi powieściami, tymi, którymi być mogła a nie była.

Dlatego marzą nam się wciąż inne możliwe a nie zbudowane wieże obserwacyjne. Co by było, gdybyśmy je wznieśli, powiedzmy, w życiu malarza, w życiu syna woźnego albo w życiu rudej dziewczyny? Cóż my właściwie o nich wiemy? Niemal tyle samo, co niemądry Jaromil, który w gruncie rzeczy nigdy o nikim nic nie wiedział! Jakaż by to była powieść, która śledziłaby karierę zahukanego syna woźnego, do której to powieści, jedynie na zasadzie epizodu, wkroczyłby dwu lub trzykrotnie były kolega szkolny – poeta! Albo gdybyśmy obserwowali historię malarza i mogli się wreszcie dowiedzieć, co naprawdę myślał o swej kochance, której rysował po brzuchu tuszem!

Jeśli jednak człowiek nie może w żaden sposób wyskoczyć ze swego życia, czyż powieść nie jest w takim razie znacznie swobodniejsza? Cóż by się stało, gdybyśmy szybko i po kryjomu zburzyli wieżę obserwacyjną i przenieśli ją choćby na chwilę gdzie indziej? Powiedzmy, gdzieś daleko poza śmierć Jaromila! Powiedzmy, aż w dzisiejsze czasy, kiedy już nikt (przed paroma laty umarła też jego matka), nikt nie pamięta imienia Jaromila.

2

Ach, Boże, postawić wieżę aż tutaj! I odwiedzić, na przykład, tych wszystkich dziesięciu poetów, którzy siedzieli razem z nim na trybunie na milicyjnym wieczorku! Gdzież są wiersze, które wtedy recytowali? Nikt, kompletnie nikt już o nich nie pamięta, i oni sami by się ich przed nami wyparli; ponieważ się za nie wstydzą, wszyscy się już za nie wstydzą.

Co właściwie pozostało z czasów tak odległych? Dzisiaj są to dla wszystkich lata procesów politycznych, prześladowań, zakazanych książek i egzekucji niesłusznie skazanych. Ale my, którzy pamiętamy, musimy dać nasze świadectwo; były to nie tylko czasy straszliwe, lecz także liryczne! Rządzili nimi ręka w rękę kat i poeta.

Mur, za którym więzieni byli ludzie, cały zbudowany był z wierszy i pod tym murem się tańczyło. Ależ nie, żaden dance macabre. Tutaj tańczyła niewinność! Niewinność ze swym krwawym uśmiechem. Że były to czasy złej liryki? Niezupełnie! Powieściopisarz, który pisał o tych czasach, widząc je ślepymi oczami konformizmu, stworzył kłamliwe dzieła, martwe już przy narodzeniu. Ale poeta, który z tymi czasami tak samo ślepo się utożsamiał, pozostawiał często po sobie piękną poezję. Ponieważ, jak już powiedzieliśmy, w magicznym polu poezji każde twierdzenie staje się prawdą, jeśli stoi za nim siła przeżycia. A poeci przeżywali, aż się z ich uczuć dymiło, a na horyzoncie rozlewała się tęcza, wspaniała tęcza nad więzieniami…

Ale nie, nie przeniesiemy naszej wieży obserwacyjnej w dzisiejsze dni, gdyż nie chodzi nam o to, by opisywać owe czasy i nadstawiać im coraz to nowe zwierciadła. Nie wybraliśmy sobie tych lat po to, by je portretować, ale wyłącznie dlatego, że wydawały nam się jedyną pułapką na Rimbauda i na Lermontowa, jedyną pułapką na poezję i na młodość. Czymże innym jest powieść, jeśli nie pułapką na bohatera? Gwiżdżemy na opis czasów! Tym, kto nas interesuje, jest młody mężczyzna piszący wiersze!

Ten młody mężczyzna, któremu daliśmy na imię Jaromil, nie może nam więc nigdy zniknąć całkowicie z pola widzenia. Tak, opuśćmy na chwilę naszą powieść, przenieśmy wieżę obserwacyjną aż na koniec życia Jaromila i ustawmy ją w myślach zupełnie innej postaci, ugniecionej z całkiem innego ciasta. Nie stawiajmy jej jednak dalej niż jakieś dwa, trzy lata po jego śmierci, dopóki nie jest jeszcze przez wszystkich zapomniany. Zbudujmy rozdział, który byłby w takim stosunku do reszty opowieści, jak ogrodowa altana do willi.

Altana oddalona jest od willi o kilkadziesiąt metrów; jest to samodzielna budowla, bez której się willa obejdzie; zresztą, już dawno wynajął ją inny właściciel i mieszkańcy willi z niej nie korzystają. W altanie jest jednak otwarte okno, tak że dolatują przez nie z oddali kuchenne wyziewy i głosy ludzi z willi.

3

Uczyńmy tą altaną męską garsonierę; przedpokój, w nim garderoba wbudowana w ścianę, niedbale otwarta na oścież, łazienka ze starannie umytą wanną, kuchenka z nie uprzątniętym naczyniem i pokój w pokoju bardzo szeroki tapczan, naprzeciw niego duże lustro, wszędzie dookoła biblioteka, ze dwa oszklone obrazki (reprodukcje antycznych malowideł i posągów), podłużny stolik z dwoma fotelami i okno wychodzące na podwórze, z widokiem na kominy i dachy.

Jest popołudnie i właściciel garsoniery wraca właśnie do domu; otwiera aktówkę i wyciąga z niej wymięte ogrodniczki, wiesza je w szafie; potem idzie do pokoju i otwiera na oścież okno; jest słoneczny wiosenny dzień, do pokoju wpada świeży powiew, a on idzie do łazienki, puszcza do wanny gorącą wodę i rozbiera się; ogląda swoje ciało i jest z niego zadowolony; jest to czterdziestoletni już mężczyzna, ale od czasu, kiedy pracuje fizycznie, jest w znakomitej kondycji; ma lżejszy mózg i silniejsze ramiona.

Teraz leży już w wannie; przełożył przez nią drewnianą deskę, tak że wanna służy mu równocześnie jako stół; ma przed sobą leżące książki (to przedziwne zamiłowanie do antycznych autorów!), grzeje się w gorącej wodzie i czyta jedną z książek.

A potem słyszy dzwonek. Najpierw jeden krótki, później dwa długie i po małej przerwie znowu krótki.

Nie lubił nieproszonych gości i dlatego miał z kochankami i przyjaciółmi umówione sygnały, po których poznawał, kto przychodzi. Ale do kogo należy ten sygnał? Pomyślał, że jest już stary i ma słabą pamięć. – Chwileczkę! – zawołał, wstał z wanny, wytarł się, bez pośpiechu włożył płaszcz kąpielowy i poszedł otworzyć.

4

Przed drzwiami stała dziewczyna w zimowym płaszczu.

Poznał ją od razu i był tak zaskoczony, że nie wiedział nawet, co do niej mówi.

– Puścili mnie – powiedziała.

– Kiedy?

– Dziś rano. Czekałam aż wrócisz z pracy.

Pomógł jej zdjąć płaszcz; był to ciężki, brązowy, wytarty płaszcz; powiesił go na wieszaku. Dziewczyna miała na sobie sukienkę, którą czterdziestolatek dobrze znał; uświadomił sobie, że właśnie w tej sukience była u niego ostatnim razem, tak, w tej sukience i w tym samym zimowym płaszczu, i miał wrażenie, jakby do tego wiosennego popołudnia wkroczył zimowy dzień sprzed trzech lat.

Dziewczyna też była zaskoczona, że pokój jest wciąż taki sam, podczas gdy w jej życiu tyle się w międzyczasie zmieniło.

– Wszystko jest tu tak, jak było – powiedziała.

– Tak, wszystko jest tak, jak było – przytaknął i posadził ją w fotelu, w którym zawsze siadywała; potem zaczął ją spiesznie wypytywać: jesteś głodna? naprawdę jadłaś? kiedy jadłaś? dokąd wybierasz się ode mnie? pojedziesz do domu?

Powiedziała mu, że powinna pojechać do domu, że była już nawet na dworcu, ale zawróciła i przyszła do niego.

– Poczekaj, pójdę się przebrać – uświadomił sobie, że jest w płaszczu kąpielowym; wyszedł do przedpokoju i zamknął za sobą drzwi; zanim się zaczął przebierać, podniósł słuchawkę telefonu; wykręcił numer, a kiedy odezwał się kobiecy głos, przeprosił, że nie ma dzisiaj czasu.