Выбрать главу

– Coś sobie zrobił? – spytała cichym głosem skłonnym nagle przebaczyć.

Czterdziestolatek uśmiechnął się:

– Ależ nie, całkiem zwyczajnie zachorował i umarł. Jego matka wyprowadziła się. Już byś po nich w tej willi nie znalazła ani śladu. Tylko na cmentarzu stoi duży czarny pomnik. Wygląda, jakby to był grób wielkiego pisarza. Tu leży poeta… kazała tam napisać jego matka. Pod jego nazwiskiem wyryte jest to epitafium, które mi kiedyś dałaś: że chciałby umrzeć w płomieniach.

A potem znowu milczeli; dziewczyna myślała o tym, że chłopiec nie odebrał sobie życia, ale całkiem zwyczajnie umarł; że i jego śmierć odwróciła się do niej plecami. Nie, wracając z więzienia, nie chciała się z nim już nigdy widzieć, ale nie liczyła się z tym, że go nie ma. Przecież, skoro on nie istnieje, nie istnieje już także przyczyna całego jej trzyletniego więzienia i wszystko stało się tylko złym snem, nonsensem, czymś nierzeczywistym.

– Wiesz co – zaproponował – zrobimy sobie kolację, chodź mi pomóc.

10

Poszli oboje do kuchni i kroili chleb; na masło kładli plasterki szynki i kiełbasy; kluczem do konserw otworzyli puszkę sardynek; znaleźli butelkę wina; z kredensu wyjęli dwie szklanki.

Robili tak zawsze, gdy odwiedzała czterdziestolatka. Było to błogie poczucie, że ten stereotypowy kawałek życia ciągle tu na nią czekał nie zmieniony, nie naruszony i mogła do niego bez skrupułów wejść; wydawało jej się w tej chwili, że był to najpiękniejszy kawałek życia, jaki, kiedykolwiek poznała.

Najpiękniejszy? Dlaczego?

Był to kawałek życia pełen bezpieczeństwa. Ten mężczyzna był dla ' niej dobry i nigdy niczego od niej nie wymagał; nie czuje się wobec niego niczemu winna ani do niczego zobowiązana; była u niego zawsze bezpieczna, jak bezpieczny jest człowiek, gdy znajdzie się na chwilę poza zasięgiem swego losu; czuła się tu bezpieczna, jak bezpieczna jest postać dramatu, gdy opadnie kurtyna po pierwszym akcie i następuje przerwa; pozostałe postaci również odłożą maski, a pod nimi są ludzie, którzy beztrosko sobie coś opowiadają.

Czterdziestolatek już od dawna czuł, że jest poza swym życiowym dramatem: na początku wojny uciekł ze swoją młodą żoną do Anglii, walczył przeciwko Niemcom w angielskim lotnictwie i stracił żonę podczas bombardowania Londynu; potem wrócił, pozostał już w wojsku, lecz w tym samym czasie, gdy Jaromil postanowił studiować w wyższej szkole nauk politycznych, jego przełożeni doszli do wniosku, że w czasie wojny zanadto związał się z kapitalistyczną Anglią i nie jest dostatecznie pewny dla socjalistycznej armii. I tak znalazł się w hali fabrycznej, odwrócony plecami do Historii i jej dramatycznych przedstawień, odwrócony plecami do własnego losu i zapatrzony w samego siebie, w swoje niezobowiązujące zabawy i w swoje książki.

Przed trzema laty dziewczyna przyszła się z nim pożegnać, ponieważ proponował jej zwykły antrakt, podczas gdy chłopak obiecywał jej życie. A teraz siedzi naprzeciw niego, przeżuwa chleb z szynką, popija wino i jest niezmiernie szczęśliwa, że czterdziestolatek ofiaruje jej antrakt, który z wolna rozpościera się w niej błogą ciszą.

Poczuła się naraz swobodniej i rozgadała się.

11

Na stole były już tylko puste talerzyki z okruszkami i wypita do połowy butelka, a ona mówiła (swobodnie i bez patosu) o więzieniu, współwięźniarkach i klawiszach, zatrzymując się przy tym, jak to zawsze miała w zwyczaju, na detalach, które wydawały jej się ciekawe i które łączyła w nielogiczny, ale miły tok opowiadania.

Było jednak jeszcze coś innego w jej dzisiejszej wielomówności; dawniej w rozmowie zawsze zmierzała naiwnie do sedna sprawy, podczas gdy tym razem, tak się przynajmniej czterdziestolatkowi wydawało, jej słowa służyły do tego, aby istotę rzeczy ominąć.

Ale jaką istotę rzeczy? Potem przyszło to czterdziestolatkowi do głowy i zapytał:

– A co z bratem?

Dziewczyna odparła:

– Nie wiem…

– Puścili go?

– Nie…

I czterdziestolatek dopiero teraz uświadomił sobie, dlaczego dziewczyna uciekła sprzed kasy na dworcu i dlaczego tak się boi jechać do domu; była przecież nie tylko niewinną ofiarą, ale także winowajczynią, która przysporzyła nieszczęścia bratu i całej rodzinie; mógł sobie wyobrazić, w jaki sposób wymuszali z niej na przesłuchaniach przyznanie się i jak ona, wymykając się im, plątała się w nowych i coraz bardziej podejrzanych kłamstwach; jak wytłumaczy dziś komukolwiek, że o wymyśloną zbrodnię oskarżyła brata nie ona, lecz jakiś młodzieniaszek, o którym nikt nie wiedział i którego dziś już nawet nie ma?

Dziewczyna milczała, a czterdziestolatka zalała fala współczucia: – Nie jedź już dzisiaj do domu. Masz na to czas. Musisz wszystko dobrze przemyśleć. Jeżeli chcesz, możesz zostać u mnie.

Potem nachylił się ku niej i położył jej dłoń na twarzy; nie głaskał jej, trzymał tylko rękę miękko i długo przyciśniętą do jej skóry. Był to gest tak łagodny, że dziewczynie zaczęły płynąć z oczu łzy.

12

Od śmierci swojej żony, którą kochał, nie lubił kobiecych łez; bał się ich tak samo, jak tego, że kobiety uczynią go częścią swych życiowych dramatów; widział w ich łzach macki, które chcą go objąć i wyrwać z jego idyllicznego nielosu, i brzydził się ich.

Dlatego przeraził się, czując na dłoni ich nielubianą wilgoć. Ale zaraz potem jeszcze bardziej przeraziło go to, że nie potrafił się tym razem obronić przed ich tkliwym smutkiem; wiedział bowiem, że nie są to łzy miłości, że nie są przeznaczone dla niego, że nie są podstępem, ' szantażem ani grą; wiedział, że po prostu są, same dla siebie, i płyną z dziewczyny, jak niewidzialnie wypływa z człowieka jego smutek czy radość. Był bezbronny wobec ich niewinności i był nimi przejęty do głębi duszy.

Pomyślał, że przez cały okres jego znajomości z tą dziewczyną, nigdy ', nie wyrządzili sobie nawzajem żadnej krzywdy; że zawsze wychodzili sobie naprzeciw; że darowali sobie zawsze krótką chwilę pogody, i niczego więcej nie chcieli; że nie mają sobie nic do zarzucenia. Miał też szczególną satysfakcję z tego, że wtedy, gdy dziewczynę aresztowali, zrobił dla jej ratowania wszystko, co było możliwe.

Podszedł do dziewczyny i podniósł ją z fotela. Otarł jej palcami łzy z twarzy i objął ją czule.

13

Za oknami owej chwili, gdzieś daleko, trzy lata wcześniej, śmierć przestępuje już niecierpliwie z nogi na nogę w opowieści, którą porzuciliśmy; jej koścista postać wkroczyła już na oświetloną scenę i rzuca swój cień tak daleko, że i do garsoniery, gdzie stoją naprzeciw siebie dziewczyna i czterdziestolatek, wpada mrok.

Delikatnie obejmuje jej ciało, a ona tkwi przytulona, nieruchomo i niezmiennie, w jego objęciach.

Co oznacza to przytulenie? Oznacza ono, że mu się oddaje; wsunęła mu się do rąk i chce tak pozostać.

Ale to oddanie nie jest otwarciem się! Wsunęła mu się do rąk zamknięta i zaryglowana; ramiona zwarte ku sobie zakrywają jej piersi, a głowa nie jest zwrócona ku jego twarzy, lecz zwieszona jest na jego piersiach; patrzy w ciemność jego swetra. Wsunęła mu się do rąk zapieczętowana, żeby ukrył ją w swych objęciach jak w kasie pancernej.

14

Podniósł ku sobie jej pochyloną mokrą twarz i zaczął ją całować. Kierowała nim współczująca sympatia, nie zmysłowe pożądanie, jednakże sytuacje posiadają pewien automatyzm, którego nie można uniknąć; starał się przy pocałunku otworzyć jej usta językiem, lecz nie udawało mu się to; jej wargi były zamknięte i odmówiły odpowiedzi jego ustom.

Ale, o dziwo, im dłużej nie udawało mu się jej pocałować, tym bardziej wzbierała w nim fala współczucia, uświadamiał sobie bowiem, że dziewczyna, którą trzyma w objęciach, jest zaklęta, że wyrwali jej duszę i że ma w sobie krwawiącą ranę po tej amputacji.