Czuł w rękach wychudłe, kościste, mizerne ciało, ale wilgotna fala sympatii z pomocą zapadającego zmroku zamazywała zarysy i wymiary i odbierała im obojgu konkretność i materialność. I w tej chwili poczuł na swym ciele, że jest w stanie się z nią kochać.
Było to całkiem nieoczekiwane: był zmysłowy bez zmysłowości, podniecony bez podniecenia! To była chyba tylko czysta dobroć, która w wyniku tajemniczego przeistoczenia zmieniła się w podniecenie ciała! Ale chyba właśnie to zaskoczenie i niezrozumiałość owego podniecenia całkiem go poniosły. Zaczął pieścić pożądliwie jej ciało i rozpinać guziki sukienki.
– Nie, nie! Proszę cię, nie! Nie! – broniła się.
15
Ponieważ nie mogła samymi słowami powstrzymać jego natarczywości, wyrwała mu się i uciekła do kąta pokoju.
– Co ci jest? Co z tobą? – pytał się.
Tuliła się do ściany i milczała.
Podszedł do niej i pogłaskał ją po twarzy.
– Nie bój się mnie, no, nie bój się. I powiedz mi, co ci jest? Co ci się stało? Co się z tobą stało?
Stała, milczała i nie mogła znaleźć słów. A przed oczami stanęły jej konie, przejeżdżające koło bramy więzienia, wysokie i mocno zbudowane konie, złączone z jeźdźcami w dumne podwójne ciała. Była tak nisko pod nimi i tak nieporównywalna z ich zwierzęcą doskonałością, że pragnęła zlać się z jakąś rzeczą, będącą w pobliżu; chociażby z pniem drzewa albo z murem, w których nieożywieniu mogłaby się skryć. – Co ci jest? – nalegał wciąż.
– Szkoda, że nie jesteś staruszką albo staruszkiem – powiedziała w końcu.
A potem jeszcze raz: – Nie powinnam była tu przychodzić, bo nie jesteś staruszką ani staruszkiem.
16
Długo głaskał ją po twarzy, a potem (w pokoju było już ciemno), poprosił ją, żeby mu pomogła posłać łóżko; leżeli obok siebie na jego bardzo szerokim tapczanie i on mówił do niej cichym pocieszającym głosem, jakim od lat już z nikim nie rozmawiał.
Pragnienie fizycznej miłości zniknęło zupełnie, ale sympatia, głęboka i nieprzeparta, była tu ciągle i domagała się swego; czterdziestolatek zapalił lampkę i znów przyglądał się dziewczynie.
Leżała kurczowo wyciągnięta i patrzyła w sufit. Co się z nią stało? Co tam z nią robili? Bili ją? Straszyli? Dręczyli? Nie wiedział. Dziewczyna milczała, a on głaskał ją po włosach, po czole, po policzkach.
Głaskał ją tak długo, aż wydawało mu się, że z jej oczu znika strach. Głaskał ją tak długo, aż zamknęły jej się oczy.
Okno garsoniery było otwarte i do wnętrza wpływało powietrze wiosennej nocy; lampka już się nie świeciła, a czterdziestolatek leżał nieruchomo obok dziewczyny, wsłuchiwał się w jej oddech, w jej niespokojne zasypianie, i kiedy wydawało mu się, że już śpi, jeszcze ją lekko pogłaskał, szczęśliwy, że mógł jej darować pierwszy sen w nowej erze jej smutnej wolności.
Również okno altany, którą zbudowaliśmy tym rozdziałem, jest ciągle otwarte tak, że nieustannie dolatują tu zapachy i dźwięki powieści, którą opuściliśmy tuż przed jej kulminacją. Słyszycie, jak śmierć przytupuje niecierpliwie z oddali? Niech trochę poczeka, jesteśmy jeszcze tutaj, w obcej garsonierze, ukryci w innej powieści, w innej historii.
W innej historii? Nie. W życiu czterdziestolatka i dziewczyny jest to raczej przerwa w historii niż historia. Ich spotkanie zaledwie wplącze się we wspólny tok życia. Było to jedynie krótkie wytchnienie, które czterdziestolatek umożliwił dziewczynie przed dalszą nagonką, jaka ją czeka.
Także w naszej powieści rozdział ten był tylko cichą pauzą, w której nieznajomy mężczyzna zapalił niespodziewanie lampę dobroci.
Popatrzmy jeszcze przez kilka sekund na tę cichą lampę, to dobrotliwe światło, zanim altana zniknie nam z pola widzenia.
Część siódma albo Poeta umiera
1
Tylko prawdziwy poeta wie, jak tęskno jest w zwierciadlanym domu poezji. Za oknem słychać dalekie odgłosy strzałów, a serce ściska się z pragnienia, aby odejść; Lermontow zapina guziki wojskowego munduru; Byron wkłada do szufladki nocnego stolika rewolwer; Wolker maszeruje w swych wierszach z masami; Halas klnie do rymu; Majakowski następuje na gardło swej pieśni; w zwierciadłach szaleje wspaniała bitwa. Ale uwaga! Jeśli poeci przez pomyłkę przekroczą granice zwierciadlanego domu, zginą, bowiem nie potrafią strzelać i jeśli wystrzelą, trafią jedynie w swoją własną głowę.
2
Biada, słyszycie ich? Już jadą! Koń pędzi w górę serpentynami kaukaskich gór, a siedzi na nim Lermontow z pistoletem. I znowu tętent kopyt i turkot powozu! To jedzie Puszkin, także z pistoletem i też na pojedynek! A cóż to słychać teraz? To jest tramwaj; powolny, hałaśliwy praski tramwaj; jedzie nim Jaromil, jedzie z jednego przedmieścia na drugie; ma ciemne ubranie, krawat, zimowy płaszcz i kapelusz.
Który poeta nie marzył o swej śmierci? Który poeta nie malował jej sobie w wyobraźni? Ach, jeśli umrzeć, to z tobą, miłości moja, i tylko w płomieniach, zmieniony w blask i żar… Myślicie, że to tylko przypadkowa gra wyobraźni powodowała, że Jaromil przedstawiał sobie swoją śmierć w płomieniach? Bynajmniej; przecież śmierć jest posłaniem; śmierć mówi; akt śmierci ma swoją semantykę i nie jest obojętne, w jaki sposób człowiek ginie, jakiego żywiołu pada ofiarą.
Jan Masaryk zakończył swoje życie w roku czterdziestym ósmym upadkiem na dziedziniec praskiego pałacu, po tym, gdy zobaczył, jak jego los rozbija się o twardy kil historii. Trzy lata później poeta Konstantin Biebl prześladowany przez tych, których uważał za współtowarzyszy, skacze z piątego piętra na bruk tego samego miasta (tego miasta defenestracji), żeby jak Ikar zginąć, pochłonięty przez żywioł ziemi i zobrazować swoją śmiercią tragiczny konflikt przestrzeni i ciążenia, snu i przebudzenia.
Mistrz Jan Hus i Giordano Bruno nie mogli umrzeć od powrozu ani miecza, lecz tylko na stosie. Ich życie przemieniło się w ten sposób w sygnalny ogień, w światło latarni morskiej, w pochodnię, która świeci daleko w przyszłość; bowiem ciało jest śmiertelne, myśl natomiast wieczna, i drżący byt płomienia jest obrazem myśli. Jan Palach, który dwadzieścia lat po śmierci Jaromila oblał się na praskim rynku benzyną i podpalił, nie mógłby prawdopodobnie wstrząsnąć sumieniem narodu jako topielec.
Za to Ofelii nie można sobie wyobrazić w płomieniach; musiała skończyć w wodzie, ponieważ głębia wód oznacza to samo, co głębia w człowieku; woda jest śmiertelnym żywiołem dla tych, którzy zagubili się sami w sobie, w swojej miłości, w swoim uczuciu, w swoim szaleństwie, w swoich zwierciadłach i wirach; w wodzie toną dziewczęta z ludowych pieśni, których luby nie wrócił z wojaczki; do wody skoczyła Harrieta Shelley; w Sekwanie utopił się Paul Celan.
3
Wysiadł z tramwaju i podąża do willi, z której kiedyś nierozważnie uciekł od pięknej brunetki.
Myśli o Ksawerym. Najpierw był tylko on sam, Jaromil.
Potem Jaromil stworzył Ksawerego, swego bliźniaka, a z nim także swoje drugie życie, składające się ze snów i przygód.
A teraz nadeszła chwila, kiedy zniesione już zostało przeciwieństwo między snem a jawą, między poezją i życiem, między myślą i czynem. Zniknęło też przeciwieństwo między Ksawerym i Jaromilem. Obydwaj zlali się w jedną istotę. Człowiek marzeń stał się człowiekiem czynu, przygoda snu stała się dla niego przygodą życia. Zbliżał się do willi i czuł swoją dawną niepewność, spotęgowaną tym, że drapało go w gardle (mama nie chciała go na wieczorek puścić, twierdząc, że powinien raczej leżeć w łóżku).