Przed drzwiami zawahał się i musiał przywołać na pamięć swoje ostatnie wielkie dni, by dodać sobie kurażu. Myślał o rudej, o tym, że ją przesłuchują, myślał o milicjantach i o biegu wydarzeń, które wprawił w ruch swą własną siłą i wolą…
– Jestem Ksawery, jestem Ksawery… – powtarzał sobie w duchu i zadzwonił.
4
Towarzystwo zgromadzone na wieczorku składało się z młodych aktorów, aktorek, malarzy i studentów praskich szkół artystycznych; właściciel willi sam uczestniczył w zabawie i oddał do dyspozycji wszystkie pomieszczenia. Instruktorka przedstawiła Jaromila kilku osobom, dała mu do ręki kieliszek prosząc, by sam sobie nalewał wina z butelek, których było tu pod dostatkiem, a potem opuściła go. Jaromil wydawał się sobie w wieczorowym ubraniu, w białej koszuli i krawacie okropnie sztywny; wszyscy dookoła ubrani byli swobodnie, byle jak, wielu było w samych swetrach. Wiercił się na krześle, aż w końcu, nie mogąc dłużej tego wytrzymać, zdjął marynarkę, przerzucił ją przez oparcie krzesła, rozpiął koszulę pod szyją i rozluźnił krawat; czuł się nieco swobodniej.
Wszyscy prześcigali się w tym, by zwrócić na siebie uwagę. Młodzi aktorzy zachowywali się tu jak na scenie, rozmawiając głośno i nienaturalnie, każdy starał się wykazać swój dowcip czy oryginalność poglądów. Także Jaromil, który wypił już parę kieliszków wina, usiłował wystawić głowę nad powierzchnię zabawy; kilkakrotnie udało mu się powiedzieć zdanie, które wydawało mu się zuchwale dowcipne i na parę sekund przykuło uwagę pozostałych.
5
Zza ściany dobiega głośna muzyka taneczna puszczona z radia; rada narodowa przydzieliła przed paroma dniami trzeci pokój na piętrze rodzinie lokatora; dwa pokoje, w których mieszka wdowa z synem, są skorupką ciszy ze wszystkich stron otoczoną hałasem.
Mama słyszy muzykę, jest sama i myśli o instruktorce. Już kiedy zobaczyła ją po raz pierwszy, wyczuła z daleka niebezpieczeństwo miłości pomiędzy nią i Jaromilem. Starała się z nią zaprzyjaźnić tylko po to, aby zawczasu zająć dogodną pozycję, z której mogłaby potem walczyć o syna. A teraz ze wstydem uświadomiła sobie, że na nic jej się to nie zdało. Instruktorce nawet nie przyszło do głowy ją również zaprosić na wieczorek. Odsunęli ją na bok.
Kiedyś instruktorka wyznała jej, że pracuje w zakładowym klubie milicyjnym tylko dlatego, że pochodzi z bogatej rodziny i musi mieć polityczną protekcję, żeby mogła studiować. I mama pomyślała sobie, że ta wyrachowana dziewczyna zamienia wszystko w środek prowadzący do celu; mama była dla niej jedynie stopniem, na który wspięła się, żeby być bliżej jej syna.
6
A rywalizacja trwała dalej; każdy chciał zwrócić na siebie uwagę. Ktoś grał na fortepianie, kilka par tańczyło, stojące tu i ówdzie grupki wybuchały głośną rozmową i śmiechem; wszyscy starali się o dowcipne powiedzonka i każdy usiłował wybić się swym duchem nad pozostałych, żeby go było widać.
Był tam także Martynow; wysoki, przystojny, trochę operetkowo elegancki w swym mundurze z wielkim sztyletem, otoczony kobietami. Och, jak ten człowiek drażni Lermontowa. Bóg jest niesprawiedliwy, skoro dał głupcowi piękną twarz a Lermontowowi krótkie nogi. O ile poeta nie ma długich nóg, o tyle ma sarkastycznego ducha, który go unosi w górę.
Podszedł do gromadki Martynowa i czekał na swoją okazję. Potem opowiedział zuchwały dowcip i obserwował, jak stojący wokół zdrętwieli.
7
Nareszcie (nie było jej już dłuższy czas) zjawiła się w pokoju.
– Jak się tu panu podoba? – podeszła do niego i popatrzyła nań dużymi brązowymi oczami.
Jaromilowi wydawało się, że powraca ta cudowna chwila, gdy siedzieli razem w jej pokoju i nie mogli oderwać od siebie oczu.
– Nie podoba mi się – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy.
– Towarzystwo pana nudzi?
– Przyszedłem tu ze względu na panią, a pani wciąż nie ma. Dlaczego mnie pani zaprosiła, skoro nie mogę być z panią?
– Jest tu tylu interesujących ludzi.
– Ale oni wszyscy są dla mnie tylko pretekstem, żebym mógł być blisko pani. Są dla mnie tylko schodami, po których chciałbym wspinać się do pani.
Czuł się śmiały i był zadowolony ze swojej elokwencji.
– Tych schodów jest tu dziś sporo! – roześmiała się.
– Zamiast klatki schodowej mogłaby mi pani wskazać raczej jakiś tajny korytarz, żebym się do pani szybciej dostał.
Instruktorka uśmiechnęła się:
– Postaramy się o to – rzekła, wzięła go za rękę i wyprowadziła z pomieszczenia. Prowadziła go po schodach ku drzwiom swojego pokoju i Jaromilowi załomotało serce. Łomotało niepotrzebnie. W pokoju, który znał, siedzieli jeszcze inni mężczyźni i kobiety.
8
W sąsiednim pokoju już dawno zgasili radio, jest głęboka noc, mama czeka na syna i myśli o swojej porażce. Potem jednak mówi sobie, że jeśli nawet przegrała tę bitwę, będzie walczyć dalej. Tak, tak to czuje: będzie walczyć, nie pozwoli go sobie zabrać, nie da się od niego odsunąć. wciąż będzie szła z nim i za nim. Siedzi w fotelu i czuje się jakby szła; jakby szła długą nocą za nim i po niego.
9
Pokój instruktorki wypełniony jest rozmowami i dymem, poprzez który jeden z mężczyzn (mógł mieć koło trzydziestu lat)już od dłuższego czasu przygląda się Jaromilowi.
– Zdaje mi się, że słyszałem o tobie – mówi do niego w końcu. – O mnie? – spytał z satysfakcją Jaromil.
Trzydziestolatek zapytał, czy Jaromil jest tym samym chłopcem, który od dzieciństwa odwiedzał malarza.
Jaromil ucieszył się, że za pośrednictwem wspólnego znajomego, może silniej związać się z towarzystwem nieznanych ludzi i skwapliwie przytaknął.
Trzydziestolatek rzekł:
– Ale teraz już dawno u niego nie byłeś.
– Dawno.
– A dlaczego?
Jaromil nie wiedział, co odpowiedzieć, i wzruszył ramionami.
– Ja wiem, dlaczego. Przeszkodziłoby ci to w karierze.
– W karierze? – Jaromil spróbował się roześmiać.
– Drukujesz wiersze, recytujesz na estradach, nasza gospodyni nakręciła o tobie film, żeby sobie poprawić polityczną reputację. Malarzowi tymczasem zabroniono wystawiać. Wiesz przecież, że pisano o nim jako o wrogu ludu.
Jaromil milczał.
– Wiesz, czy nie wiesz?
No, słyszałem o tym.
– Jego obrazy są podobno burżuazyjnym zwyrodnieniem.
Jaromil milczał
– A czy wiesz, co malarz robi?
Jaromil wzruszył ramionami.
– Wyrzucili go ze szkoły i pracuje jako robotnik na budowie. Ponieważ nie ma zamiaru odwoływać tego, w co wierzy. Maluje tylko wieczorami przy sztucznym świetle. Ale maluje mimo to wspaniałe obrazy, ty natomiast piszesz obrzydliwe knoty!
10
Kolejny bezczelny dowcip, i jeszcze jeden, aż piękny Martynow poczuł się dotknięty. Upomina Lermontowa przed całym towarzystwem.
Cóż to? Czy może Lermontow ma zrezygnować ze swych dowcipów? Ma się może tłumaczyć? Nigdy!
Przyjaciele ostrzegają go. Nie ma sensu ryzykować pojedynku z powodu głupstwa. Lepiej wszystko załagodzić. Twoje życie, Lermontowie, jest cenniejsze niż śmieszny błędny ognik honoru!
Co takiego? Że jest coś cenniejszego niż honor?
Tak, Lermontowie. Twoje życie, twoje dzieło.
Nie, nie ma niczego nad honor!
Honor jest tylko głodem twojej zarozumiałości, Lermontowie. Honor jest iluzją zwierciadeł, honor jest tylko teatrem dla tej mało ważnej publiczności, której jutro tu już nie będzie!
Ale Lermontow jest młody i sekundy, w których żyje, są dla niego wiecznością, a tych kilka dam i panów, którzy na niego patrzą, to amfiteatr świata; albo pójdzie przez ten świat pewnym krokiem mężczyzny, albo nie zasługuje na to, by żyć!